7 lat temu zmarł nasz Ojciec, Przyjaciel, Dobry Duch…
Był stanowczy i konkretny. Nie cierpiał głupoty i złej pracy. Zawsze dawał drugą szansę.
Wymyślił PAKĘ. Wymyślił też niejednego z nas.
Mirek był dla nas przede wszystkim przyjacielem. Nie takim, co przytuli, pogłaszcze i otrze łzy, lecz takim, który zawsze jest gotowy do konkretnej pomocy, znalezienia rozwiązania, podania ręki. Nikogo nie wyręczał, znając możliwości danej osoby, widząc, że coś sprawia jej kłopot, potrafił postawić ją do pionu, krótki stwierdzeniem „radzisz sobie z tym”. I o dziwo, radziliśmy sobie. Najgorsze były dyskusje o tak zwanych priorytetach. Potrafił „załatwić” rozmówcę jednym zdaniem: „Tak uważasz? To zdefiniuj mi pojęcie…” Szybko nauczyliśmy się myśleć o tym, co i jak mówimy. Bo nie tak łatwo w ferworze dyskusji zdefiniować pojęcie – nawet to całkiem proste. Ktoś kto nigdy nie widział Mirka może sobie wyobrażać, że człowiek o takiej charyzmie musiał być wysoki, nawet potężny, z kwadratową szczęką i ostrymi rysami. Nic bardziej mylnego. Mirek był niski, raczej korpulentny, daleki od modelowej męskiej urody, mimo to nie narzekał na brak powodzenia u kobiet. Być może dlatego, że najseksowniejszy bywa u mężczyzn mózg. 30 lat temu także.